Rycerz wrócił do tej krainy w poszukiwaniu mocy którą dawały dusze demonów lecz jego głównym celem było cofnięcie demonicznej mgły która okalała całą krainę i która to zaczęła się rozprzestrzeniać po okolicznych ziemiach i jak głosili mędrcy miała ogarnąć cały świat w swoim diabelskim uścisku.
Co wiedział o mgle? Była wytworem pewnego potężnego demona który podobno sięgał grzbietem do 5 piętra, chodził jak zwierz na czterech łapach, mordę miał nieproporcjonalnie wielką z której to wydobywała się przeklęta mgła. Tak był to pierwszy demon który się pojawił na tych ziemiach i na Świecie, to przez niego pojawiły się inne demony.
Gdyby znalazł go i odesłał w zaświaty mógłby powstrzymać mgłę i ekspansje zła. Przy okazji zdobył by moc, szlachtując po drodze demoniczny pomiot, nie mówiąc już o sławie i bogactwie które by zdobył cofając to zło!
Właśnie doszedł do brukowanego traktu, za którym rozciągało się miasto-twierdza które było zaczynkiem mgły. W ogóle się nie bał gdyż wiedział że zdobywając dusze demonów staje się po części nieśmiertelny i w każdym momencie może się odrodzić a pomogą mu w tym kapłani. Dzięki nim będzie mógł ruszyć kontynuować swoją misję. Byle tylko szlachtować demony, ich jak największą liczbę.
Jego zbroja błyszczała w drobinach światła przebijającego się przez mgłę, gdy zbliżał się do twierdzy. Podchodził jednym z bocznych wejść. Doszedł do nie strzeżonych wrót, wspiął się po dwóch stopniach i przeszedł bramę a za nią usłyszał jakiś ruch. Chwycił swoją halabardę w jedną rękę, tarczę w drugą i ruszył żwawym krokiem w kierunku hałasu.
Nagle jego oczom pojawił się uzbrojony nieumarły. Była to ożywiona forma ludzi którzy zostali pozbawieni duszy a wcześniej nie pochłonęli żadnego demona lub zginęli kolejny raz bez pochłania diabelskiego pomiotu. Niektóre z tych pustych skorup były dość inteligentne i dobrze uzbrojone i lubiły atakować znienacka tak więc trzeba było dobrze na nich uważać.
Pierwsza żywa skorupa w mieście, miała postać szeregowego strażnika uzbrojonego w krótki miecz bez zbroi oraz tarczy. – prościzna – pomyślał. Przeciwnik go zauważył i niemrawym krokiem ruszył w jego stronę. Zanim doszedł na wyciągnięcie miecza bohater zdążył dwa razy obrócić halabardą. Na szczęście wyszedł z tunelu i szedł pod niekompletnym zadaszeniem pod którym było mnóstwo miejsca na użycie jego broni.
Po dwóch razach nie umarły zachwiał się i stracił rozpęd rycerz go dobił. Jego oczom pojawiła się srebrzysta kula zrobiona jakby z świecącej pary wodnej. Wyciągnął rękę w jej kierunku i wchłonął demoniczną duszę. Uczucie jakie w tym momencie odczuwał było coś połączeniem łaski ekstazy oraz mocy. – kolejny za mną – pomyślał ruszył dalej przed siebie w głąb twierdzy.
Znalazł się w jakimś wnętrzu i był świadomy, że dla jego długiej broni tu może być za ciasno. Nagle usłyszał kroki i zobaczył nieumarłego z tarczą i mieczem, lepiej opancerzonego biegnącego w jego stronę. Na szczęście i ten przeciwnik był nierozgarnięty. Pierwsze uderzenie spalił o ścianę, jego halabarda się zaklinowała, na szczęście wybronił się tarczą. Następnie zadał dwa krótkie ciosy od prawej do wnętrza i dobił kłuciem i przeciwnik padł. Szczęście mu sprzyjało. Mijał tak kolejnych wrogów w tym nawet ciężko zbrojnego rycerza który trochę się bronił ale po kilku ciosach padł.
W pewnej chwili coś mu wpadło do głowy aby zeskoczyć z mostku i ruszyć poniżej. Napotkał tam nikły opór. Nagle przed jego oczami pojawiła się gruba wieża i duże wrota, bez strachu wszedł przez nie. Jakie było jego zdziwienie gdy rygiel opadł za nim a przed nim wyskoczył wielki demon wysoki na 3 metry ze wstrętną facjatą, kręconymi rogami i zębami jak sztylety. Następnie w jego oczy rzucił mu się jego spasły brzuch i krótkie nóżki zakończone wielkimi stopami. Na końcu uświadomił sobie, że ten karykaturalny stwór dzierży w prawej łapie maczugę dwa razy dłuższą od jego halabardy.
Stwór zaryczał donośnie i ruszył niezgrabnie w jego stronę. Ponieważ nigdy nie widział takiego dziwadła po prostu spanikował i chcąc go ubić jak najszybciej podbiegł szybko w jego kierunku i zaczął chlastać go orężem. Na demonie nie zrobiło to wrażenia, zamachnął się maczugą ale nie trafił. Rycerz w zalewie adrenaliny chlastał dalej brzuch przeciwnika ale jego dobra passa nie mogła trwać wiecznie. W końcu demon go trafił maczugą aż nieszczęśnik poleciał na słup, który na szczęście nie był za gruby i rycerz przeleciał przez niego. Do oszołomionego bohatera podleciał napastnik i nie wiedząc jak, swoimi krótkimi nóżkami podskoczył na dwa metry i wbił swojego przeciwnika w ziemię, przy okazji łamiącym i miażdżąc go.
Rycerz obudził się w kaplicy przy inkantującym kapłanie. – witaj wśród żywych – powiedział jego wskrzesiciel. Dusze wchłoniętych nieożywionych uratowały mu życie. Teraz pozostawało mu ponowić wędrówkę z nową mądrością. Ale wcześniej postanowił pod szlifować umiejętności za pomocą dusz które zdobył gdyż znajdował się w odpowiednim do tego miejscu i należało to wykorzystać!
Leave a Reply